1: Katarina Wasiliewicz

Katarina Wasiliewicz czekała długie minuty w kolejce, pełnej młodych ludzi, gotowych walczyć o swój kraj. Ona jednak wpatrzona w jeden punkt, stojąc jak pień na placu głównym w Moskwie, zastanawiała się, dlaczego w ogóle zgodziła się na tego typu poświęcenie. Ledwo miała średnie wykształcenie, pracowała z matulką jako szwaczka, chociaż ich biznes już od dawna podupadł. Poza tym dziewczyna uważała, że nie nadaje się do wojny.
Katarina była młodego wieku. Miała około dziewiętnastu lat, ciemne włosy w odcieniu palonych ziaren kawy, mleczną cerę bez skaz, orzechowe, duże oczy przyozdobione długimi rzęsami. Całość dopełniały wąskie, malinowe usta z górną wargą delikatnie wydętą do przodu. Jej uroda była typowa dla krajów słowiańskich. Odziedziczyła ją po ojcu. Po matuli była jednak szczupłą o wątłych ramionach, zgrabnych dłoniach szwaczki, smukłych nogach oraz średniego rozmiaru biustu, typowego dla okolic z jakich pochodziła. Widząc ją, nie jedna osoba zastanawiała się, czy dziewczyna nie jest przypadkiem jedną z tych modelek, które głodzą się specjalnie. W końcu dziewczyna byłaby przepiękna, gdyby nie zapadnięte policzki, kościste ramiona, wystające mocno obojczyki i żebra. Było to jednak spowodowane małym dorobkiem jej i matki, za czym idzie mała ilość jedzenia.

- Wasiliewna? Katarina Wasiliewna? – Ciemnowłosa spojrzała na postać przed sobą. Był to młodzieniec o czarnych, twardych i sztywnych włosach, sięgających mu już prawie do ramion. Jego skóra na twarzy była mocno opalona. Ogólnie młodzieniec wyglądał jak rdzenny mieszkaniec zachodnio-północnej części Rosji. Widywała fotografie z nimi nie raz, gdy weekendami oprowadzała po muzeum w Pereslavl- Zalesskym turystów ze wschodu. Jako miasto położone nieopodal jeziora, było nieraz przez nich oblężone.

Młodzieniec miał może dwadzieścia lat. Był wysokiego wzrostu, a jego koszula opinała umięśnione ciało chłopaka. We swych dużych, wypracowanych przez rzemiosło bodajże stolarza dłoniach trzymał już nowy mundur, wysokie buty i książeczkę wojskową. Wydawał się strasznie znajomy Katarinie, jednak nie miała pomysłu, gdzie jego twarz wstawić, do którego momentu z jej niedługiego życia.

- Katarina Wasiliewna? – Ponowił pytanie młodzieniec, wyrywając dziewczynę z głębokiej zadumy. Dopiero wtedy przypomniała sobie, skąd go kojarzy. On wraz z kilkoma innymi kolegami w mundurach, przemierzali przez jej miasteczko. Zaczepili ją, prosząc o wodę. I chociaż matulka uczyła ją, by zawsze trzymać się z dala od żołnierzy, ona miała dobre serce dla ludzi. Przynosząc im wody, zagadała skąd to wracają i gdzie zmierzają. Były to jeszcze te gorące dni września. Po krótkiej wymianie zdań zaproponowali jej, by przyszła do wojska, że nawet za rok we służbie dostałaby na tyle rubli, by już bez zmartwień mieszkać z matką. Między nimi właśnie siedział ten młodzieniec, cały czas mając wzrok utkwiony w niej.

-Tak? - Odezwała się niepewnie, nie wiedząc o co mu chodzi. Przecież ledwo co tu dotarła, nie mogła już czegoś źle zrobić, nie mogła już komuś podpaść…

- Oczekują panienkę w ratuszu. Tam dostanie panienka mundur i zostanie przydzielona do konkretnego oddziału… A i proszę już tak nie stać, robi pani korek. - Odparł kpiąco i minął ją idąc dalej. Dopiero potem uświadomiła sobie, że przed nią już nikogo nie było, a za nią czekali kolejni młodzi ludzie, czekając na swoją kolej. Zawstydzona opuściła wzrok i całując medalik z Najświętszą Panienką na szyi, weszła do ratusza.

Był to starej budowy ratusz, miejscami było widoczne, że potrzebował on remontu, gdzieniegdzie były ubytki w detalach zdobnictwa. U krańca długiego holu znalazła wielkie, dębowe drzwi, na których były płaskorzeźby świętych. Przy nic stało dwóch mężczyzn w mundurach, z karabinem w dłoniach. Zapytali o jej imię i nazwisko. Gdy je otrzymali, jeden z nich znikł za drzwiami na dobre cztery minuty, a jej kazali nadal czekać. Wreszcie jednak dotarła do środka.
Była to dosyć duża sala z oknami wychodzącymi na plac główny Moskwy. Na samym środku sali stał podłużny, duży stół z ciemnego drewna. Za nim siedziała trójka mężczyzn i kobieta. Każde z nich miało wykrochmaloną, białą koszule, które były aż sztywne i szorstkie. Po wyprasowanymi kołnierzami były czarne krawaty. Granatowe marynarki z orderami na lewej piersi. Czarne spodnie (u kobiety spódnica) wyprasowane do tego stopnia, że nie śmiało mieć nawet jednego zagięcia.

Pierwszy z brzegu siedział mężczyzna, mający około czterdziestu lat, a przez jego twarz ciągnęła się długa blizna, najprawdopodobniej zadana nożem w jego młodzieńczych latach. Wyraz jego twarzy wyrażało coś pomiędzy niezadowoleniem a obrazą, widząc Katarinę przed sobą. Obok niego siedziała dosyć nawet młoda kobieta. Miała włosy sztywno zaczesane w tył, na marynarce ordery, na palcu sygnet. Mogła mieć najwyżej 35 lat a mimo to tak wiele osiągnęła. Z całej czwórki tylko ona i starszy pan obok mieli na twarzy delikatny uśmiech, jakby chcąc dodać jej otuchy.
Starszy mężczyzna miał około 65 lat. Delikatnie przygarbione plecy, bielusieńkie włosy zaczesane w tył, drżące, pomarszczone i słabe dłonie. Najprawdopodobniej miał problem z chodzeniem, obok niego stała oparta o stół drewniana laska. Zaraz obok niego, siedział młody mężczyzna, mający około 25 lat. Był wpatrzony w Katarinę jak w obrazek co spotkało się z dezaprobatą mężczyzną z blizną na twarzy. Miał on przy sobie papierowy kartonik pełen białych rękawiczek jednorazowych oraz miał plik kartek przed sobą. To właśnie on rozpoczął rozmowę z dziewczyną, zakładając na swe dłonie rękawiczki.

-Katarina Wasiliewna, tak?

-Wasiliewicz. - Poprawiła go cichym, niepewnym głosem. - Moje nazwisko się nie odmienia.

-Cóż, dziwne, zazwyczaj tak jest na wschodzie. Ma panienka tam krewnych? - Zapytał staruszek zainteresowany pochodzeniem dziewczyny.

- Nie proszę pana. Przynajmniej nic mi o tym nie wiadomo.


- A czy w ostatnim czasie pracowała panienka intensywnie?

-Nie za bardzo. Pra…- Speszyła się odrobinę, gdy młodzieniec zaczął mierzyć ją i sprawdza jej stan fizyczny. - Nie. Pracuję z matką jako szwaczki, mamy małe gospodarstwo, gdzie robię wszystko i… 

-Czy panienka się głodzi? - Przerwał jej młodzieniec odsuwając się od niej. - Bo wygląda panienka na niedożywioną.

-Nie.- Oburzyła się. - Jadam normalnie, jednak najczęściej cześć mego posiłku oddaje chorej matce!

Komentarze

Popularne posty