4. Problemy

Do kwatery weszło trzech mężczyzn. Ubrani w mundury, z licznymi oznakami na piersiach, rozglądali się po pomieszczeniu. Wzrokiem wręcz zabijali każdą kobieta na jaka spojrzeli, a ich rozkaz o wyjście z szeregu i pójście na korytarza, było jako policzek z ich strony. Każda z nich stała jednak na swoim miejscu, za plecami mając z inną piętrowe łóżko o niewygodnych pryczach. Mężczyźni na głos komentowali konkretne osoby, śmiali się, pokazywali palcem, szydzili z nich. Wreszcie Katarina nie wytrzymała jako jedyna z nich. Wystąpiła z szeregu i stoją za nimi, wsunęła ręce w kieszenie spojrzała na ich z pogardą.
-Mogliby panowie nam nie ubliżać? Bo z tego co wiem, to jest to wojsko a nie szkoła pełna dzieci, gdzie się obgaduje tych trochę gorszej rangi. - Warknęła a oni spojrzeli na nią z niedowierzaniem.

- Wasiliewna jak się domyślam? - Odezwał się ten w środku. W tej chwili Katarina mogła się im dokładniej przyjrzeć. Byli chyba po trzydziestym roku życia. Mieli pożółkłe palce i zęby od papierosów. Przekrwione oczy świadczące o niewyspaniu się, przesuszone wargi i popękane aż do krwi, o odwodnieniu. Mieli gładko wygolone twarze, lekki odrost włosów na głowie, zaniedbane dłonie, brudne, śmierdzące potem i alkoholem mundury. Dziewczynie było aż niedobrze, gdy na nich spoglądała. Były to takie typowe obleśne typy, jakich kazała jej mama omijać długim łukiem.

-Wasiliewicz…- Poprawiła go nadal pewnym głosem, mimo to nie podnosiła już wzroku by na nich spojrzeć.

- No więc WASILIEWICZ...- Powiedział z naciskiem na jej nazwisko. - Prosimy panienkę na korytarz, reszta jest wolna.

Złapawszy ją za kołnierz koszuli, wywlekli ją na zewnątrz a potem wraz z resztą, prowadzono ich nieznanymi dla dziewczyny jeszcze korytarzami. W końcu nakazano im wejść do pomieszczenia zza drewnianymi drzwiami i poczekać w przedsionku aż ich nie zawołają. I tak też siedziało. Raz po razie, ktoś wchodził do jedynego pomieszczenia gdzie drzwi co chwile się otwierał i zamykały, wpuszczając strugę światła do przedsionka. Dziewczyna cały czas siedziała na ziemi, z dłońmi złożonymi do modlitwy, ściskając w nich niewielki medalik wizerunkiem umęczonego Chrystusa.

Każdy kto wchodził do pomieszczeni zza drzwiami już nie wracał.Nie dochodziły do dziewczyny żadne dźwięki. I to chyba najbardziej ją przerażało. Ludzi w przedsionku było zaś coraz to miej. Wreszcie drzwi po raz kolejny się otwarły i stanął w nich jeden z mężczyzn. Wskazał Katarinie palcem, że ma wstać i wejść do środka. Ta uczyniła wedle polecenia i weszła niepewnie do pomieszczenia oświetlonego tylko słabą lampą i małą lampką na biurku na środku pomieszczenia. Mężczyzna złapał dziewczynę za ramie i zmusił ją by usiadła, po czym związano jej ręce pasami do podokienników by nie uciekła.
Po drugiej stronie biurka siedział niewysoki mężczyzna, mający około 37 lat.  Był to jeden z tamtych trzech, co prowadzili inspekcje w jej oddziale. Jego twarz w świetle lampki była jeszcze bardziej zmęczona.Przy nim stała szklanka z wodą, po prawej stronie były jakieś akta, po lewej trzy długopisy. Prócz tego na biurku stało jeszcze nieduże, drewniane pudełeczko. Mężczyzna który stał zza nią, zdarł z szyi dziewczyny medalik i położył go na w świetle lampki.

-Katarina Wasiliewicz... Matka krawcowa, ojciec nieznany, zagorzała katoliczka w wojsku... Co ty tu robisz drogie dziecko?- Oblizał delikatnie dolna wargę nadal wpatrując się w przerażoną twarzyczkę młodej kobiety przed sobą. -Powinnaś siedzieć przy chorej matce, wraz ze mężem i się nią opiekować.. A tak, to jesteś tu sama, bezbronna i taka.. niewinna- Zaśmiał się a drzwi znów się otwarły. Usłyszała za sobą znany jej już skądś głos.

- Panie, co pan robi? Pan miał sprawdzić czy dziewczyny nie mają jakiś używek u siebie, a nie karać je. I co tu robi Wasiliewicz?- Ujrzała mężczyznę z blizną który oceniał czy dziewczyna nadaje się do wojska. Była wdzięczna iż on ja mógł teraz uwolnić od tego oblecha.

- Pani Wasiliewicz sama się prosiła o kare za bycie pyskatą i nie potrafiąc się ugryź w język.- Wyjaśnił oblech zza biurka.

-Mimo to radziłbym ja wypuścić. Jest pod opieką generała.- Wyjaśnił i po chwili nadgarstki Katariny zostały uwolnione. Od razu zerwała się na równe nogi, zasalutowała do starszego sierżanta przy drzwiach i wybiegła ile sił w nogach z pomieszczenia. Usłyszała za sobą jeszcze jakieś kłótnie, jednak nie przestawała biec ile sił w nogach, dopóki na kogoś nie wpadła.

-Ej, Katarina..- Obiął ją mocno Iwan by nie upadła i spojrzał jej w oczy,- Nie powinnaś być u siebie? Co się stało?- Zapytał zmartwiony. Chwile potem dziewczyna orientując się co się dzieje, odepchnęła go od siebie i rzucając krótkie "pa" pobiegła dalej przed siebie, dopóki nie trafiła do swego oddziału i nie skryła się pod kołdrą na swej pryczy.

Komentarze

Popularne posty