9. Nieufność

Medyk jak i sam Ivan, powoli pomogli dziewczynie podnieść się do siadu. Młodzieniec okrył ramiona niewiasty kocem a tam spojrzała się na niego. Wlepiając swe wielkie, ciemne oczy w jego postać, zastanawiała się co powiedzieć. Każdy normalny człowiek pierw zapytałby co się stało, czemu jest w takiej sytuacji, albo co go ominęło. Katarina jednak zaskoczyła obu mężczyzn tym, co wydobyło się z jej ust.

- Co ty tu robisz Sokolow?- Jej głos wydawał się dziwnie oschły i szorstki, jakby chciała poranić chłopaka danymi słowami. Jej oczy zrobiły się zimne, obojętne na daną osoby która przed nią stała. Czuła jakby wstręt do chłopaka. Młodzieniec zaskoczony jej reakcją odsunął się od niej o krok i wpadł na skrzynie z kocami. 

- Panienka chyba powinna się położyć, Najwyraźniej nie czuje się pani jeszcze najlepiej...- Zakazał medyk i przycisnął jej ramiona ku ziemi, by zmusić ją do położenia się. Ta zaś nadal tym chłodnym wzrokiem wpatrywała się w zmieszanego młodzieńca, który powoli zmierzał ku wyjściu. Dopiero gdy odwrócił się do niej tyłem, jej oczy się zaszkliły. 

Katarina czuła dziwne ukłucia w sercu. Coś jej podpowiadało ze sny jakie ją nękały przez ostatnie dni, jak i prześwity rozmów jakie zapamiętała, to się łączy. I Ivan naprawdę zamierza zrobić takie świństwo całemu kraju. Oburzona i roztrzęsiona położyła się na kozetce i przykrywając się kocem aż po czubek nosa, zamknęła oczy by ukryć jakie czuła rozczarowanie co do chłopaka.


~*~

Gdy wreszcie medyk zdeklarował, iż życiu dziewczyny, jak i oddziałowi, nic nie zagraża, wypuszczona Katarine między ludzi. Zdziwiło ją, jak bardzo cała otaczająca ją sceneria mogła się zmienić. Dopiero co byli w niewielkiej wsi na skraj Ukrainy a teraz....
Zniknęły już nawet szczątki drzew i pola. Był to podniszczony asfalt i żwir, kupa gruzu i rozpadające się budynki. W powietrzu unosił się zapach siarki, co spowodowało u dziewczyn mocny grymas na twarzy.
-Chodź. Mamy kryjówkę w ratuszu. Tam też ktoś chyba już obiad gotuje.- Złapano ją za dłoń i pociągnięto za sobą. Nawet nie miała pojęcia kto to jest.
Ratusz był ledwo stojącymi ścianami z czymś jakby dachem. 
Wewnątrz nawet ie wyglądało lepiej. Poboczne ściany były w rozsypce, ktoś zrobił własne przejścia, tak gdzie brakowało drzwi, śmierdziało szczami i  palonym mięsem. Idąc dawnym holem, widoczność stawała sie coraz bardziej ograniczona przez mocny dym. 
- Kto gotuje?- Zapytała cicho swego towarzysza.
-Nie mam pojęcia. Zmieniamy się tym obowiązkiem bo zastrzelono nam kucharza.- Stwierdził zawstydzony delikatnie.
-To ta osoba chyba chce nas otruć.- Weszła w dym i zdjęła wielki kawal zwęglonego mięsa z blachy która miała służyć jako patelnia.- Przejmuję warte. Idźcie mi po trochę pitnej wody i znajdźcie kilka przypraw.

Komentarze

Popularne posty